Autor: Colleen Hoover
Tytuł oryginału: "Maybe Someday"
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Tytuł: "Maybe Someday"
Wydawnictwo Otwarte
Kraków, 2015, Wydanie I
ISBN: 978-83-7515-341-5
Ilość stron: 363
Cena z dnia 08.02.16 r.: 30,87 zł
(Księgarnie Matras)
Cena z dnia 08.02.16 r.: 30,87 zł
(Księgarnie Matras)
Ridge
od urodzenia nosi w sobie niezwykły dar,
wyczuwa dźwięki, których drugi człowiek nie usłyszałby, ponieważ nie
zastanawia
się nawet nad ich istnieniem. Zdolność ta pozwala mu doskonalić
umiejętność gry na gitarze. Młody mężczyzna w sposób niepowtarzalny
pojmuje i docenia muzykę płynącą z jej strun. Nikt, kto wysłucha
tworzonych
przez niego melodii, nie pozostanie niewzruszonym. Główny bohater
książki
wspólnie z młodszym bratem kilka lat temu założył zespół, w którym jest
odpowiedzialny za pisanie muzyki i tekstów
do piosenek. Historia opisywana w książce rozpoczyna się w momencie,
kiedy w trakcie przygotowań do
nowej trasy koncertowej, promującej zespół, Ridge doznaje "blokady twórczej". Od jakiegoś czasu, każdego wieczoru siada na balkonie swojego mieszkania z gitarą w ręku i powtarza wcześniej skomponowane melodie, próbując ułożyć do nich słowa. Bez skutku.
Czy wspólnie uda im się ułożyć repertuar, który porwie tłumy?
nowej trasy koncertowej, promującej zespół, Ridge doznaje "blokady twórczej". Od jakiegoś czasu, każdego wieczoru siada na balkonie swojego mieszkania z gitarą w ręku i powtarza wcześniej skomponowane melodie, próbując ułożyć do nich słowa. Bez skutku.
Najistotniejszym celem w życiu Sydney było uniezależnienie
się od innych, szczególnie od rodziców, którzy nadmiernie ingerują w jej
życie. W dążeniu do tego stanu dziewczyna najpierw wynajęła mieszkanie,
następnie znalazła pracę, aż w końcu wbrew woli ojca
i matki zmieniła kierunek studiów na związane z
jej pasją wychowanie muzyczne. Bohaterka książki jest utalentowana pod względem
wokalnym i pisarskim, jednak brak wiary we własne umiejętności i nieśmiałość
nie pozwalają jej wiązać przyszłości z karierą autorki piosenek lub wokalistki.
Po ukończeniu studiów dziewczyna chce pracować jako nauczycielka muzyki dla
dzieci, ponad to chciałaby się spełniać w roli żony dla swojego
obecnego chłopaka. Jednym słowem ma bardzo dobrze ułożone plany na przyszłość.
Na studiach rozpoczęła się sesja egzaminacyjna. Sydney pod pretekstem nauki do zaliczeń
przesiaduje wieczorami na balkonie, by doświadczać niecodziennego koncertu
gitarowego granego przez sąsiada. Bohaterka wnikliwie obserwuje chłopaka, podziwia
pewność siebie, z jaką ten przystojny nieznajomy traktuje swój instrument. Jest
nim urzeczona
i uwielbia delektować się jego zdolnościami. Jednak po upływie czasu sama muzyka przestaje jej wystarczać.
i uwielbia delektować się jego zdolnościami. Jednak po upływie czasu sama muzyka przestaje jej wystarczać.
Kiedy zdesperowany Ridge poznaje dziewczynę z
sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia nawiązać z nią artystyczną współpracę.
Los w niespodziewany sposób sprawia, że zaplanowane życie dziewczyny jednego
popołudnia rozpada się na kawałki. Niektórzy ludzie twierdzą, że artyście
potrzebne jest nieszczęście, aby możliwe było powstanie dobrego dzieła. Dwójka
bohaterów książki zazna cierpienia płynącego ze złamanych serc.
"Celebrytka"
Autorka dwóch amerykańskich serii książkowych pod tytułem "Slammed" oraz "Hopeless" Colleen Hoover, której twórczość skoncentrowana jest wokół literatury młodzieżowej i New Adult cieszy się dużym powodzeniem wśród polskich czytelników dzięki wydawnictwom W.A.B i Otwarte. Polskie tłumaczenie książki "Maybe Someday" rozpoczynającej kolejną serię o tym samym tytule zostało wydane
w pierwszej połowie 2015 roku. Przypominam sobie, że natężenie reklam tej książki było wówczas porównywalne ze sposobem reklamowania "Dziewczyny z pociągu" Pauli Hawkins, kilka miesięcy później. Mogę więc stwierdzić, że przeczytałam obydwie te książki, ponieważ ich popularność doprowadziła do tego, że któregoś dnia wyskoczyły zwyczajnie z mojej lodówki, kiedy sięgałam z niej kawałek podwawelskiej na podwieczorek.
Tak na poważnie przeczytałam"Maybe Someday", ponieważ pożyczyła mi ją koleżanka ze studiów w zamian za to, że kilka tygodni wcześniej pożyczyłam jej mój egzemplarz książki Pani Lingas-Łoniewskiej, pt. "Skazani na ból".
Hm, a może to była śląska?
Odkąd zaczęłam czytać książki z kategorii New Adult, do której zalicza się także "Maybe Someday", znajduję w nich tylko jedną wadę. O istnieniu samej, tej nazwy dowiedziałam się dopiero trzy miesiące temu, gdy sięgnęłam po ww. polską książkę Pani Lingas- Łoniewskiej, na której okładce jest napisane czerwono na granatowym "New Adult o miłości ponad podziałami". Dla czytelników, którzy jeszcze nie wiedzą jakie znaczenie skrywa pod sobą ten obcojęzyczny termin, wyjaśniam krótko, że jest to określenie literatury szczególnie kierowanej do grupy odbiorców w wieku od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat, tzw. "Młodych dorosłych", która ma poruszać problemy młodych ludzi na początku ich dorosłego życia. Od ok. 2009 roku autorzy zasypują rynek handlowy tego rodzaju książkami i mając z nimi do czynienia, odnosi się wrażenie, jakby czytało się teksty odbite przez kalkę, ponieważ każda jest tworzona według prostego schematu, który mam wrażenie, pisarze dostosowują do swoich umiejętności i danych potrzeb czytelników w określonym czasie. Przedstawia się on następująco: Jest przystojny, młody mężczyzna i młoda, atrakcyjna kobieta, którzy pochodzą z dwóch zupełnie różnych światów. Każde z nich znalazło się na trudnym etapie swojego życia. Każde z nich buntuje się przeciwko czemuś, może to być polityka, nauka, nieszczęśliwa miłość, rodzina itp. Oboje poznają się
w niecodziennych okolicznościach i dosyć szybko wpadają w zakazany wir miłosnego uniesienia, a wszystko zwykle, lecz nie zawsze kończy się szczęśliwym zakończeniem. Dlatego też w tym miejscu wysyłam prośbę do każdego, kto zdecyduje się sięgnąć po "Maybe Someday", nie zastawiajcie się na początku czy przypadkiem zaczęliście czytać drugi raz tę samą książkę (w nawiasie dodam, że pomysł na dwójkę ludzi, których losy połączyła miłość do muzyki, znalazłam już w lipcu 2014 roku w "Na krawędzi nigdy" J. A. Redmerski), ani też nie bójcie się, że posiadacie nadprzyrodzone zdolności, bo potraficie przewidzieć początek, środek i zakończenie książki bez jej wcześniejszego otwarcia. Drodzy czytelnicy uspokajam, nie będzie Wam potrzebna pomoc specjalisty np. psychiatry albo egzorcysty, to po prostu New Adult, wszystko z Wami w porządku.
w pierwszej połowie 2015 roku. Przypominam sobie, że natężenie reklam tej książki było wówczas porównywalne ze sposobem reklamowania "Dziewczyny z pociągu" Pauli Hawkins, kilka miesięcy później. Mogę więc stwierdzić, że przeczytałam obydwie te książki, ponieważ ich popularność doprowadziła do tego, że któregoś dnia wyskoczyły zwyczajnie z mojej lodówki, kiedy sięgałam z niej kawałek podwawelskiej na podwieczorek.
Tak na poważnie przeczytałam"Maybe Someday", ponieważ pożyczyła mi ją koleżanka ze studiów w zamian za to, że kilka tygodni wcześniej pożyczyłam jej mój egzemplarz książki Pani Lingas-Łoniewskiej, pt. "Skazani na ból".
Hm, a może to była śląska?
*
Odkąd zaczęłam czytać książki z kategorii New Adult, do której zalicza się także "Maybe Someday", znajduję w nich tylko jedną wadę. O istnieniu samej, tej nazwy dowiedziałam się dopiero trzy miesiące temu, gdy sięgnęłam po ww. polską książkę Pani Lingas- Łoniewskiej, na której okładce jest napisane czerwono na granatowym "New Adult o miłości ponad podziałami". Dla czytelników, którzy jeszcze nie wiedzą jakie znaczenie skrywa pod sobą ten obcojęzyczny termin, wyjaśniam krótko, że jest to określenie literatury szczególnie kierowanej do grupy odbiorców w wieku od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat, tzw. "Młodych dorosłych", która ma poruszać problemy młodych ludzi na początku ich dorosłego życia. Od ok. 2009 roku autorzy zasypują rynek handlowy tego rodzaju książkami i mając z nimi do czynienia, odnosi się wrażenie, jakby czytało się teksty odbite przez kalkę, ponieważ każda jest tworzona według prostego schematu, który mam wrażenie, pisarze dostosowują do swoich umiejętności i danych potrzeb czytelników w określonym czasie. Przedstawia się on następująco: Jest przystojny, młody mężczyzna i młoda, atrakcyjna kobieta, którzy pochodzą z dwóch zupełnie różnych światów. Każde z nich znalazło się na trudnym etapie swojego życia. Każde z nich buntuje się przeciwko czemuś, może to być polityka, nauka, nieszczęśliwa miłość, rodzina itp. Oboje poznają się
w niecodziennych okolicznościach i dosyć szybko wpadają w zakazany wir miłosnego uniesienia, a wszystko zwykle, lecz nie zawsze kończy się szczęśliwym zakończeniem. Dlatego też w tym miejscu wysyłam prośbę do każdego, kto zdecyduje się sięgnąć po "Maybe Someday", nie zastawiajcie się na początku czy przypadkiem zaczęliście czytać drugi raz tę samą książkę (w nawiasie dodam, że pomysł na dwójkę ludzi, których losy połączyła miłość do muzyki, znalazłam już w lipcu 2014 roku w "Na krawędzi nigdy" J. A. Redmerski), ani też nie bójcie się, że posiadacie nadprzyrodzone zdolności, bo potraficie przewidzieć początek, środek i zakończenie książki bez jej wcześniejszego otwarcia. Drodzy czytelnicy uspokajam, nie będzie Wam potrzebna pomoc specjalisty np. psychiatry albo egzorcysty, to po prostu New Adult, wszystko z Wami w porządku.
*
Powtarzalność w książkach jest cechą, która denerwuje mnie najbardziej i którą niełatwo mi zrozumieć. Z drugiej strony jednak, za każdym razem, kiedy analizuję swoje wspomnienia o wszystkich, z dotychczas przeczytanych powieści New Adult
z przyjemnością odkrywam, że nie było jeszcze książki, którą osądziłabym negatywnie. Mimo wrażenia lekkości podczas lektury oraz bardzo wyczuwalnej inspiracji, jaką pomysłodawcy musieli zaczerpnąć z nudnego romansu, w każdej z nich został dotknięty ważny temat, który w sposób mniej lub bardziej znaczący wywołał we mnie poruszenie.
Pisząc ten post, nie mogę pozbyć się uczucia, że gdyby Ridge, główny bohater książki Colleen Hoover mógł żyć w naszej rzeczywistości, to nikt nie zrozumiałby go wtedy bardziej niż ja. Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd wzięło się owo przekonanie
w pierwszej kolejności, należy cofnąć się do poprzedniej recenzji książki Pani Katarzyny Michalak i zerknąć na datę jej publikacji. Każdy szanujący się bloger od razu zorientuje się, że niemal trzymiesięczna przerwa pomiędzy jednym a drugim postem to zabójstwo. Ten, kto stwierdzi, że jestem cuchnącym leniem, będzie miał całkowitą rację, a ten, kto stwierdzi, że cierpię na słomiany zapał, też będzie miał całkowitą rację. Jednak, jak mawia mój przyjaciel: "Posty to nie frytki, nie usmażą się w pięć minut", a ja naprawdę wiem co, to znaczy doznawać "blokady twórczej " takiej jak ten chłopak. Inną sprawą jest fakt, że realny Ridge pochodziłby
z mojego świata i na pewno bylibyśmy dobrymi kumplami, ale nie będę tego rozwijała, bo jeszcze zepsułabym komuś niespodziankę.
Książkę "Maybe Someday" polecam
wszystkim, a w szczególności artystycznym duszom
skrywającym w sobie talent muzyczny i pisarski oraz
tym, którym w codziennym życiu przyszło zmagać się
z własnymi ułomnościami.
Przez to, że odebrałam ją dosyć osobiście uważam, że Colleen Hoover wymyśliła bardzo ładną opowieść o wszystkich trudnościach, jakie powinno się pokonać, by poczuć się szczęśliwym.
MAYBE SOMEDAY = MOŻE KIEDYŚ...
"Dodatek"
W odniesieniu do opisu fabuły zawartego w pierwszej części tej notki chciałabym napisać jeszcze o dodatkowej, ale bardzo dużej zalecie tej książki. Autorka pozwoliła, aby w trakcie lektury czytelnik mógł przeżywać razem z Sydney i Ridge'em cały proces tworzenia nowego repertuaru. We wnętrzu książki znalazłam kilka tekstów piosenek, często przekreślanych i pisanych od początku. Irytację i nerwy towarzyszące wówczas tej dwójce znałam w dużej mierze z własnego doświadczenia, jednak przez samo patrzenie na tekst zapisany na kartce papieru nie do końca jesteśmy w stanie odczuć to, co główni bohaterowie zamierzali nam przekazać. Colleen Hoover postanowiła pomóc wszystkim czytelnikom, nawiązując współpracę z młodym muzykiem Griffin'em Petersonem, który stworzył muzykę i zaśpiewał specjalnie na potrzeby tej książki. Odwiedzając stronę maybesomedaysoundtrack.com, znalazłam na niej playlistę ze wszystkimi utworami zespołu Ridge'a, dzięki czemu
w odpowiednich momentach mogłam słyszeć piosenkę, która akurat była opisywana. Moją ulubioną jest "Living a lie".
:)
Tak, tak Drogie Panie dzięki wyobraźni Gryffin'a wcale nie musimy nienawidzić Sydney za to, że ona mogła słyszeć muzykę Ridge'a, a my nie.
Pozdrawiam
Arianka.
OCENA: 10/10
To chyba jednak nie dla mnie, jestem na etapie, kiedy przemawia do mnie bardziej wymagająca literatura:) Jednak takie książki mają swój urok, szczególnie, gdy chcemy spędzić miły wieczór.
OdpowiedzUsuńJa najbardziej cenię sobie nienależące do łatwych książki Kinga. Po literaturę bardziej kobiecą sięgam zwykle między jedną a drugą połową obszernej i niezbyt ładnej powieści. Wtedy cieszę się nią podwójnie.
UsuńMaybe someday! Uwielbiam przeokropnie! Pomimo iż czytałam około rok temu, to nadal ją pamiętam. A playlista genialna ;)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko trudno jest zapomnieć o takiej książce.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę ;)
Czytałam, jednak ja nie jestem aż tak nią zauroczona. Nie powiem jest książka-wypełniaczem, ale chyba nic innego ;) Obserwuje, bo piszesz naprawdę świetne recenzje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maniaczka książek!
countrywithbooks.blogspot.com
Jedna z moich ulubionych książęk <3
OdpowiedzUsuńz-ksiazka-w-reku.blogspot.com
Blokada twórcza - chyba wszyscy to znamy (a z tymi, którzy nie znają, stanowczo jest coś nie tak! :D). Uwielbiam pisać i bardzo mocno przeżywam muzykę (chociaż jestem w tej materii kompletnym beztalenciem), więc wygląda na to, że Maybe Someday jest książką w sam raz dla mnie :).
OdpowiedzUsuńGratuluję dopracowanych, przemyślanych recenzji :3. Nie poddawaj się, mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie uświadczysz żadnej blokady i będziesz dalej raczyć czytelników świetnymi tekstami.
www.bookish-galaxy.blogspot.com