"Tabula rasa"
Bez pamięci, bez tożsamości.
W nowym miejscu, z nowymi przyjaciółmi,
z marzeniami, na które przeszłość nie
rzuca cienia...
po prostu czysta, niezapisana karta.
po prostu czysta, niezapisana karta.
Czy chcielibyście urodzić się drugi raz?
Fotografia; źródło własne
"Amelia"
Pomimo negatywnych myśli, jakie musiałam uzewnętrznić powyżej uważam, że każdemu czytelnikowi, nawet temu najambitniejszemu potrzebna jest czasami prosta, wpleciona w świat fikcji bajkowa opowiastka, którą Pani Michalak stworzyła w swojej najnowszej książce. Pod warunkiem, że nie analizuje się zbyt wiele (w przeciwieństwie do mnie), nie oczekuje się od niej zbyt dużo (w przeciwieństwie do mnie) i nie płaci się dość wysokiej ceny (ja zapłaciłam), można się w czasie lektury odprężyć i wypocząć. Szczególnie podczas wczesnozimowych lub letnich wieczorów i szczególnie tych po pracy. Potrafię zrozumieć zachwyt wyrażany przez fanki Pani Katarzyny, bo już wiem skąd on się bierze.
Sama cieszyłam się mogąc uczestniczyć w życiu miłych bohaterów w małej mieścinie, nawet jeśli niejednokrotnie uderzałam się w czoło, podczas czytania któregoś
Oto najnowsza powieść Katarzyny Michalak. Autorka przywitała mnie w położonym nad jeziorem, małym, a uroczym miasteczku. Tutaj wszyscy ludzie żyją z dnia na dzień, niczym się nie wyróżniając. Miejsce to porządne i obyczajne, wolne od nieprzewidzianych, stresujących wydarzeń, przynosi leniwe ukojenie wiecznie w życiu zabieganym
i zdenerwowanym problemami przyjezdnym. Jest zielony park, ratusz, apteka, przedszkole, miejscowy sklepik, gdzie można kupić prawie wszystko i rynek na powolną przechadzkę, a na tym brukowanym rynku stoi sieć połączonych ze sobą starych i pustych kamieniczek. Ładnie tu, spokojnie i swojsko. Żaden z mieszkańców nie pomyślałby nawet o najdrobniejszej zmianie aż do momentu, kiedy jego codziennej rutynie po raz pierwszy niespodziewanie przeszkodziła REWOLUCJA!
Miasteczko ożywa od huku plotek. Nikt nie wie jak się nazywa, nikomu nie wiadomo skąd, ani w jakim celu owa Rewolucja tu przybyła. Jak węgle ma wielkie oczy, włosy jak skrzydła krucze. Odnowiła wnętrze jednej z pustych kamieniczek. Przez okno na parterze widać staromodne krzesła, stoliki, kredens i ladę.
- Toż to jest Diablica! Cyganka! Rozpustnica!- pokrzykują z ulicy ciekawscy gapie, a zmysły ich nęcą najsłodsze aromaty. Na stolikach czerwone kwiaty w wazonikach - Cóż to? Cóż to? -zapytują, widząc ladę pełną pięknych naczyń. Patery, talerzyki, większe talerze, a na nich do wyboru iście królewskie smakołyki. W dzbanuszkach wyborna czekolada, w filiżankach parują kawa i herbata. Tego tu jeszcze nie było! Kawiarenka pod Różą Was dzisiaj zaprasza!
W kawierence uśmiechnięta, wprost mistrzyni cukiernictwa, świeżutkie babeczki cukrem posypuje. Drodzy przechodnie i gapie, ja do Was mówię, poznajcie ją, a zdarzyć się tak może, że nawet jeśli jeszcze o nich nie wiecie, ta o to obca spełni wasze marzenie
i pokażecie światu swoje skrywane, lepsze wcielenie.
W ciągu tych siedmiu dni długo zastanawiałam nad tym, czy kiedykolwiek wcześniej wzięłam do ręki podobną książkę. Obliczyłam, że wraz z końcem października minęło piętnaście miesięcy, odkąd z maleńkimi przerwami na "Złodziejkę książek", książki motywacyjne R. Brett i bardzo lubiane przeze mnie "młodzieżówki" J. Greena, karmiłam się samymi powieściami sensacyjnymi, psychologicznymi oraz horrorami i fantastyką
S. Kinga. Wnioskuję więc, że albo w ogóle nie czytałam do tej pory książek z tej półki, albo się od nich odzwyczaiłam. Piszę "z tej półki", ponieważ nie znajduję pasującego przymiotnika. Nazwisko Pani Katarzyny widniejące na dość licznych okładkach w księgarniach stacjonarnych i internetowych, zapraszało mnie do zakupu jej książek już od ponad trzech lat. Jednak do tej pory pewien głos w moim umyśle powtarzał: "Wydaj pieniądze na coś innego" -Dlaczego tym razem go nie posłuchałam?
Ostatnio czuję się znużona bezustannym główkowaniem nad rozwiązaniem zagadek tajemniczych morderstw, straszeniem się wymyślnymi postaciami i przedmiotami, mam dość obłąkanych bohaterów, krwi czy trupów, a do tego wpadam czasem
w ponury nastrój pełen nostalgii, wywołany nadejściem mrozu, trzema warstwami ubrań, zmęczeniem i brakiem światła wieczorami. Potrzebowałam znaleźć dobrą powieść obyczajową, która dałaby mi odrobinę ciepła, szczęścia, nieco dowcipu,
a przede wszystkim takiej, od której otrzymałabym mądry i pozytywny przekaz. Wiadomym było mi od dawna, że Pani Michalak ma wśród kobiet wiele zwolenniczek,
jak i przeciwniczek. Chciałam wreszcie poznać jej twórczość.
"Amelia" - nowość ze śliczną, kobiecą okładką, pastelowe kolory, kwiaty i wyrazista dziewczyna. Nie znajduję odpowiedniego uzasadnienia tego wyboru.
i zdenerwowanym problemami przyjezdnym. Jest zielony park, ratusz, apteka, przedszkole, miejscowy sklepik, gdzie można kupić prawie wszystko i rynek na powolną przechadzkę, a na tym brukowanym rynku stoi sieć połączonych ze sobą starych i pustych kamieniczek. Ładnie tu, spokojnie i swojsko. Żaden z mieszkańców nie pomyślałby nawet o najdrobniejszej zmianie aż do momentu, kiedy jego codziennej rutynie po raz pierwszy niespodziewanie przeszkodziła REWOLUCJA!
Miasteczko ożywa od huku plotek. Nikt nie wie jak się nazywa, nikomu nie wiadomo skąd, ani w jakim celu owa Rewolucja tu przybyła. Jak węgle ma wielkie oczy, włosy jak skrzydła krucze. Odnowiła wnętrze jednej z pustych kamieniczek. Przez okno na parterze widać staromodne krzesła, stoliki, kredens i ladę.
- Toż to jest Diablica! Cyganka! Rozpustnica!- pokrzykują z ulicy ciekawscy gapie, a zmysły ich nęcą najsłodsze aromaty. Na stolikach czerwone kwiaty w wazonikach - Cóż to? Cóż to? -zapytują, widząc ladę pełną pięknych naczyń. Patery, talerzyki, większe talerze, a na nich do wyboru iście królewskie smakołyki. W dzbanuszkach wyborna czekolada, w filiżankach parują kawa i herbata. Tego tu jeszcze nie było! Kawiarenka pod Różą Was dzisiaj zaprasza!
W kawierence uśmiechnięta, wprost mistrzyni cukiernictwa, świeżutkie babeczki cukrem posypuje. Drodzy przechodnie i gapie, ja do Was mówię, poznajcie ją, a zdarzyć się tak może, że nawet jeśli jeszcze o nich nie wiecie, ta o to obca spełni wasze marzenie
i pokażecie światu swoje skrywane, lepsze wcielenie.
"W poszukiwaniu innych emocji i nowych inspiracji"
Dziś jest 26 listopada roku 2015. Od dnia, w którym skończyłam czytać "Amelię" upłynął tydzień. Musiałam najpierw pozwolić opaść emocjom, , aby być pewną swojej opinii. W ciągu tych siedmiu dni długo zastanawiałam nad tym, czy kiedykolwiek wcześniej wzięłam do ręki podobną książkę. Obliczyłam, że wraz z końcem października minęło piętnaście miesięcy, odkąd z maleńkimi przerwami na "Złodziejkę książek", książki motywacyjne R. Brett i bardzo lubiane przeze mnie "młodzieżówki" J. Greena, karmiłam się samymi powieściami sensacyjnymi, psychologicznymi oraz horrorami i fantastyką
S. Kinga. Wnioskuję więc, że albo w ogóle nie czytałam do tej pory książek z tej półki, albo się od nich odzwyczaiłam. Piszę "z tej półki", ponieważ nie znajduję pasującego przymiotnika. Nazwisko Pani Katarzyny widniejące na dość licznych okładkach w księgarniach stacjonarnych i internetowych, zapraszało mnie do zakupu jej książek już od ponad trzech lat. Jednak do tej pory pewien głos w moim umyśle powtarzał: "Wydaj pieniądze na coś innego" -Dlaczego tym razem go nie posłuchałam?
Ostatnio czuję się znużona bezustannym główkowaniem nad rozwiązaniem zagadek tajemniczych morderstw, straszeniem się wymyślnymi postaciami i przedmiotami, mam dość obłąkanych bohaterów, krwi czy trupów, a do tego wpadam czasem
w ponury nastrój pełen nostalgii, wywołany nadejściem mrozu, trzema warstwami ubrań, zmęczeniem i brakiem światła wieczorami. Potrzebowałam znaleźć dobrą powieść obyczajową, która dałaby mi odrobinę ciepła, szczęścia, nieco dowcipu,
a przede wszystkim takiej, od której otrzymałabym mądry i pozytywny przekaz. Wiadomym było mi od dawna, że Pani Michalak ma wśród kobiet wiele zwolenniczek,
jak i przeciwniczek. Chciałam wreszcie poznać jej twórczość.
"Amelia" - nowość ze śliczną, kobiecą okładką, pastelowe kolory, kwiaty i wyrazista dziewczyna. Nie znajduję odpowiedniego uzasadnienia tego wyboru.
"Przyjemność wymieszana z rozczarowaniem "
Środek wieczoru, o tej porze czuję lekką senność na powiekach. Na ramiona zarzuciłam grubą bluzę, zimowe skarpety przywiezione z Zakopanego włożyłam na zmarznięte stopy. Przede mną duży kubek z mieszanką suszonej mięty
z melisą i suszonego nagietka - pyszna, gorąca herbata - stoi na stole w bezpiecznej odległości, bo jeszcze mogłabym nią zalać trzymaną na kolanach nowiutką książkę. Jak duża to radość otworzyć tak pięknie wydane cudo. Taka pachnąca, taka czyściutka. Duża czcionka, po niedawno stoczonej walce z kieszonkowym wydaniem "Norwegian Wood", zadowala moje oczy. Zaczynam czytać. Pierwsza strona, druga strona... Cztery strony opisu.
- Bardzo ładny język - stwierdzam. Jest mi dobrze i pojawia się pierwszy dialog. Wydaje mi się, że jest wyolbrzymiony, ździebko sztuczny i przesłodzony, po nim jest następny, kolejny. Przypuszczam, że tak będzie ze wszystkimi, ale myślę - W porządku, może właśnie tacy są bohaterowie tej książki- Kończę pierwszy rozdział, potem drugi, trzeci i cały czas czytam o jednej sytuacji. Pozostaję w tym samym momencie, ale pociętym na kawałki, tak jakby chciano zapisać jak największą ilość stron. W końcu napis "Rozdział numer" to jest już spora ilość tekstu. Autorka pod koniec większości rozdziałów, co jest dla mnie zbyteczne i bardzo irytujące, w szczegółowy sposób wyprzedzała bieg wydarzeń, a kiedy one właściwie następowały, opisywała je po raz drugi.
Z drugiej strony "Amelia" zawiera historię, w której wszystkie zdarzenia opisane są jakby miały miejsce jak za muśnięciem magicznej różdżki, na pstryknięcie palcami. Wobec tego stawiam teraz pytanie - Czy nie lepiej było poświęcić całe 25 stron na treść, niż dbać o estetykę?
- Bardzo ładny język - stwierdzam. Jest mi dobrze i pojawia się pierwszy dialog. Wydaje mi się, że jest wyolbrzymiony, ździebko sztuczny i przesłodzony, po nim jest następny, kolejny. Przypuszczam, że tak będzie ze wszystkimi, ale myślę - W porządku, może właśnie tacy są bohaterowie tej książki- Kończę pierwszy rozdział, potem drugi, trzeci i cały czas czytam o jednej sytuacji. Pozostaję w tym samym momencie, ale pociętym na kawałki, tak jakby chciano zapisać jak największą ilość stron. W końcu napis "Rozdział numer" to jest już spora ilość tekstu. Autorka pod koniec większości rozdziałów, co jest dla mnie zbyteczne i bardzo irytujące, w szczegółowy sposób wyprzedzała bieg wydarzeń, a kiedy one właściwie następowały, opisywała je po raz drugi.
Z drugiej strony "Amelia" zawiera historię, w której wszystkie zdarzenia opisane są jakby miały miejsce jak za muśnięciem magicznej różdżki, na pstryknięcie palcami. Wobec tego stawiam teraz pytanie - Czy nie lepiej było poświęcić całe 25 stron na treść, niż dbać o estetykę?
Pomimo negatywnych myśli, jakie musiałam uzewnętrznić powyżej uważam, że każdemu czytelnikowi, nawet temu najambitniejszemu potrzebna jest czasami prosta, wpleciona w świat fikcji bajkowa opowiastka, którą Pani Michalak stworzyła w swojej najnowszej książce. Pod warunkiem, że nie analizuje się zbyt wiele (w przeciwieństwie do mnie), nie oczekuje się od niej zbyt dużo (w przeciwieństwie do mnie) i nie płaci się dość wysokiej ceny (ja zapłaciłam), można się w czasie lektury odprężyć i wypocząć. Szczególnie podczas wczesnozimowych lub letnich wieczorów i szczególnie tych po pracy. Potrafię zrozumieć zachwyt wyrażany przez fanki Pani Katarzyny, bo już wiem skąd on się bierze.
Sama cieszyłam się mogąc uczestniczyć w życiu miłych bohaterów w małej mieścinie, nawet jeśli niejednokrotnie uderzałam się w czoło, podczas czytania któregoś
z dialogów i nawet jeśli skróciłabym całą książkę o połowę. Połykałam ślinę podczas wizyt w Kawiarence pod Różą, wyobrażając sobie smak i zapach wszystkich serwowanych w niej specjałów. Było smacznie w dodatku sympatycznie, a śliczna bohaterka "Amelia", będąc żartobliwą, uroczą postacią, pękającą od wiary w ludzi pomogła mi się uśmiechnąć.
Fotografia; źródło http://katarzynamichalak.blogspot.com/
Zapraszam na blog Pani Michalak!
Autor: Katarzyna Michalak
Tytuł: "Amelia"
Wydawnictwo Filia,
Poznań, 2015, Wydanie I
Poznań, 2015, Wydanie I
ISBN: 978-83-8075-038-8
Liczba stron: 356
Cena: 25,83 zł
Ocena 6/10
Dostałam recenzję jak na zamówienie :) Ja też nie przepadam za przewagą formy nad treścią. Jak mam potrzebę estetyki to wolę poczytać wiersze...
OdpowiedzUsuńMyślę, że takie książki też są potrzebne. Czułe, sympatyczne. Myślę, że przeczytam, gdy będę miała okazję. Tym bardziej, iż powoli przekonuję się do polskich autorek. :)
OdpowiedzUsuńErna
Po Kawiarence pod różą straciłam ochotę na tą książkę. Za długo czekałam, aż się pojawi, bo czytałam Kawiarenkę jakiś czas temu, a poza tym za dużo było tam przepisów i się zraziłam co do autorki. Możliwe, że kiedyś jeszcze sięgnę po jakieś, ale nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/