środa, 29 sierpnia 2018

20. Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby ratował cały świat, Tatowierer-„Tatuażysta z Auschwitz” :

Od lewej: Okładka książki „Tatuażysta z Auschwitz”  oraz główni bohaterowie książki, małżeństwo Ludwig  „Lale” Sokolov (Eisenberg)
 i Gita Sokolov (Furman).
ródło: Archiwum prywatne)
Notka wydawnicza:
autorHeather Morris, tytuł oryginałuThe Tattooist of Auschwitz,
tłumaczenieKaja Guciotytuł: Tatuażysta z Auschwitz,  
liczba stron335format: Książka papierowawydawnictwoMarginesy,
rok wydania2018ISBN978-83-65973-31-3.



O autorce:
Heather Morris: Pochodzi z Nowej Zelandii. Pracując w szpitalu położonym w Melbourne, spotkała na swojej drodze starszego Pana, który nosił w swoim sercu historię sprzed ponad pół wieku. Połączyła ich wielka przyjaźń. Lale zdradził Heather swoje najdroższe wspomnienia z czasów pobytu w obozie Zagłady. Początkowo miały one postać scenariusza. Po dwunastu latach Morris zdecydowała się zmienić go w pierwszą autorską powieść „Tatuażysta z Auschwitz” (źródło: http://marginesy.com.pl/autor/286, dostęp: 2018-08-28, godzina 10:50).

Cytat:
s. 23: „(...)Lale patrzy z niedowierzaniem, jak więzień nanosi mu igłą na skórę jedna za drugą cyfry 32407. Umocowana w drewnianej obsadce igła porusza się szybko i bezboleśnie. Następnie mężczyzna bierze do ręki szmatkę umoczoną w zielonym tuszu i wciera go mocno w ranę na przedramieniu(...)(...)Jak można coś podobnego zrobić drugiemu człowiekowi? Zastanawia się, czy przez resztę życia, jakkolwiek krótkie, czy długie by ono nie było, będzie go już zawsze definiowała ta chwila, ten nierówny numer(...)”.

Opis fabuły:
Ludwig „Lale” Sokolov (dawniej Eisenberg) z pochodzenia Słowak, urodzony w miejscowości Krompachy. Wychował się w rodzinie żydowskiej. 23 kwietnia 1942 r. w wieku dwudziestu sześciu lat zostaje niewolnikiem Birkenau. Początkowo przypisano go do grupy więźniów, zmuszanych do ciężkich prac przy rozbudowie obozu. Młody mężczyzna nieustannie szczepi wśród towarzyszy cierpienia chęć przeżycia w piekle. Po czasie Lale zapada na tyfus. Esesmani rzucają jego na wpół umarłe ciało na stos przeznaczony do krematorium. Ocalony przez swych współbraci, Lale niespodziewanie zostaje Tatowierer w szeregach Wydziału Politycznego SS. W szeregach największego wroga. Lale jest zmuszony naznaczać numerami przedramiona innych więźniów transportowanych do obozu. Właśnie wtedy poznaje jedyną miłość swojego życia- Gitę. Ich uczucie dojrzewa w czasie hitlerowskiej makabry. Lale wykorzystuje przywilej częściowej nietykalności wobec niemieckich strażników, by nadstawiać karku i nieprzerwanie dopomagać innym więzionym. Pragnie dziękować za odratowanie jego życia „Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby ratował cały świat” (s. 52).

Moja opinia:
Zdarzają się książki, które wyrywają mnie ze snu w porach kiedy moja codzienna rzeczywistość jeszcze śpi, a niebo ma czarny kolor. Czytam je ukryta pod kołdrą w ciszy wczesnego poranka, w niewyraźnym świetle lampki nocnej i latarni ulicznych, przebijającego się przez zasłonięte szyby. Na moich powiekach i w kącikach oczu królują oznaki niewyspania. Nie zważam na dźwięk budzika w telefonie obok poduszki ani na narastające krzątanie się domowników w mieszkaniu. Nie dbam o własny, przepełniony pęcherz i o brzuch nawołujący o pierwsze śniadanie. Kiedy przewracam ostatnią kartkę, a dalej jest już tylko tylna strona okładki, którą muszę zamknąć książkę, czuję, jak mój świat się zatrzymuje. Nie jestem do końca pewna, co mam zrobić. Czy powinnam wyjść przed blok, by nabrać powietrza w piersi? Czy może bardziej powinnam rzucić się z krawędzi urwiska? Wreszcie decyduję się ruszyć do kuchni, aby w końcu coś zjeść. Wyciągam z szafki połowę bochenka chleba zamkniętego w kawałku folii. Wpatruję się w rząd kromek pokrojonych równo przez maszynę w piekarni i zastanawiam się, czy należy mi się jedna, czy dwie. Wyjmuję jedną, zaglądam do lodówki i sięgam po kubeczek ze śmietankowym serkiem z dodatkiem szczypiorku i ziół. Czy chęć posmarowania nim suchego chleba nie zakrawa na przesadę? Nie wspomnę o mocnej kawie z mlekiem, którą wypiłam do kanapki w białym kubku w drobne różowe różyczki. Skręcam do łazienki po szybki prysznic i martwię się, czy strumień gorącej wody, połączony z perfumowanym mydłem i szamponem do włosów, to dla mnie nie za duży luksus? Nie, nie umyłam się poprzedniego wieczoru. Nie mogłam oderwać się od czytania. Po godzinie może dwóch po kąpieli budzę się z własnego letargu, jednak myślami nadal czytam niedawno skończoną książkę. Nadal jestem z „Tatuażystą z Auschwitz”. Wciąż Lale jest obok mnie...
~*~
Historia wszystkich wydarzeń II Wojny Światowej pozostanie niepojęta i na zawsze nieskończona. Nigdy nie opiszą jej w pełni żadni odkrywcy, historycy, scenarzyści, pisarze i muzycy. Książki literatury faktu, wojenne dokumenty i reportaże są fragmentami tej historii, które lubię wyłapywać i wciąż, ciągle i ciągle czerpać z nich dla siebie nową wiedzę.  

Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się myślami o Tatuażyście z Auschwitz” z moimi Czytelnikami. Gorąco zachęcam Was do przeczytania tej książki. Sięgnijcie po kolejny fragment historii. 

Arianka 

sobota, 25 sierpnia 2018

19. Emocjonalny walec: „Cudowny Chłopak”, R. J. Palacio i jej kanapeczka:

Od lewej: Okładka książki „Cudowny Chłopak” i  autorka R. J. Palacio
(źródło: Archiwum prywatne + https://www.goodhousekeeping.com/life/entertainment/a46798/wonder-author-rj-palacio-question-answer/,dostęp: 2018-08-23, godzina 21:38)

Notka wydawnicza:
autor: R. J. Palacio, tytuł oryginału: Wonder,
tłumaczenie: Maria Olejniczak-Skarsgårdtytuł: Cudowny Chłopak,  
liczba stron: 416format: Książka papierowawydawnictwo: Albatros,
rok wydania2018 (wydanie II)ISBN978-88-8125-074-0.


O autorce:
R. J. Palacio: Pisarka z Nowego Yorku. Ukończyła Wyższą Szkołę Sztuki i Projektowania na Manhattanie oraz Parsons School of Design, dzięki której zyskała zawód ilustratorki. Przez wiele lat była dyrektorem artystycznym kilku dużych wydawnictw książek. Stworzyła tysiące okładek dla rzeszy twórców prozy non-fiction, a także fikcji literackiej. Powieść „Cudowny Chłopak” to jej autorski debiut, wydany w czterdziestu pięciu krajach. Zyskał do tej pory ponad sześć milionów fanów (żródło: http://cudownychlopak.pl/o-autorce/, dostęp: 2018-08-23, godzina 22:25).

Cytat:
s. 272-273: „(...)nie, nie, wcale nie decyduje przypadek. gdyby to rzeczywiście on decydował o wszystkim, świat zostawiłby nas samymi sobie, a przecież tak nie robi. troszczy się o najsłabsze stworzenia w niezauważalny dla nas sposób, na przykład poprzez rodziców, którzy obdarzają cię ślepą miłością(...)(...) albo poprzez chłopaka mówiącego chropowatym głosem, od którego z twojego powodu odcięli się koledzy(...)(...) być może świat jest loterią, ale w końcu doprowadza do tego, że następuje równowaga. świat troszczy się o wszystkie swoje ptaszki(...)”.

Opis fabuły:
Dziesięcioletni August Pullman to całkiem zwyczajny dzieciak. Jest mądry, przyjacielski i zabawny, uwielbia „Gwiezdne Wojny”. Ma bardzo kochających rodziców i starszą siostrę Vię. Auggie urodził się z rzadką chorobą genetyczną, która uczyniła jego twarz zupełnie inną niż u większości ludzi. Deformacje, szczególnie te w okolicach oczu i żuchwy, przypominają widok jak po ciężkim poparzeniu. Chłopiec przeżył dotychczas kilkadziesiąt operacji z tego powodu. Przez to, że musiał być cały czas kontrolowany przez lekarzy i ciągle rehabilitowany, zawsze uczył się tylko w swoim domu. Tej jesieni pierwszy raz w życiu, zostaje zapisany do normalnej szkoły, w której może przebywać razem z innymi dziećmi. Świeżo upieczony uczeń opowiada czytelnikom o swojej niezwykłej codzienności. Nowe sytuacje z nowymi ludźmi dla każdego bywają nieprzyjemne, nawet dla tych, którzy nie są Augustem i mają zupełnie zwyczajną twarz. 

Moja opinia:
Powieść „Cudowny Chłopak”, choć tak lekka, że mogłam ją bez rozpraszania, czytać w zatłoczonym, gwarnym korytarzu u drzwi gabinetu lekarskiego, była dla mnie jak emocjonalny walec. Rozpłaszczałam się pod jej naporem jak miękkie i delikatne ciasto naleśnikowe.
Podobnie jak bardzo pozytywny, mały bohater Auggie przyszłam na świat z chorobą, która sprawia, że jestem sprawna inaczej. Moje ciało nie jest takie, jak u większości zdrowych, atrakcyjnych kobiet, które na ogół podobają się mężczyznom. Miewam ograniczone ruchy. W mieście poruszam się na wózku inwalidzkim, bo moje nogi nie są tak silne, aby pokonywać długie dystanse. Jeśli już chodzę to tylko w obszarze niewielkiego mieszkania, w dodatku w tak pokraczny sposób, że aż bywam tym zakłopotana. Każdego dnia, jak Auggie, spotykam się z ludzkim strachem w kontaktach ze mną, ciekawskimi spojrzeniami na ulicy i głupimi dla mnie pytaniami. W przeszłości tak samo jak on przeszłam kilka operacji, które przez pewien długi czas zamykały mnie samą, na zmianę w szpitalu lub w domu. Nie mogłam wówczas chodzić do szkoły, rozmawiać i spędzać czasu z moimi kolegami i koleżankami klasowymi. Jeśli już oni mnie odwiedzali, większość z nich otwarcie przyznawała, że wychowawca obiecał dać im plusa za aktywność. Okrutne, ale to fakty. W obliczu dorosłego życia uważam, że przez tamte wydarzenia bardzo dużo straciłam, zwłaszcza jeśli chodzi o zawiązywanie relacji społecznych. Dziś jako kobieta mająca grubo ponad dwadzieścia lat na karku, czuję się czasami jak trzynastolatka, ucząca się nieznanych zachowań kroczek po kroczku. Książka „Cudowny Chłopak” budziła we mnie ponure duchy z dawnych lat, wprowadzała w negatywne nastawienie, ale też wzruszała i bawiła. Nie sposób było nie potraktować jej bardzo osobiście.
~*~
Czy kojarzycie autora bestsellerowej powieści z 2014 roku „Gwiazd naszych wina” albo wydanej ponad pół roku później „Will Grayson, Will Grayson”? Książki stworzone piórem młodego pisarza Johna Greena, jakie miałam okazję przeczytać do tej pory, kojarzą mi się z kanapkami. Jednak nie z takimi zwykłymi kanapkami, które mama przygotowuje nam do szkoły albo, które sami od niechcenia robimy w pośpiechu, przed pracą, żeby nie umrzeć głodnymi. Chodzi mi bardziej o takie serwowane przez catering przy okazji wydarzeń kulturalnych lub przygotowywane przez restauracje na akcje promocyjne. Maleńkie kanapeczki z mnóstwem kolorowych, przepysznych dodatków w połączeniach, które nie przyszłyby nam do głowy. To znaczy, cieszą one najpierw nasze oczy, zadowalają podniebienie i umysł, pozostają nam po nich miłe wspomnienia, ale tak naprawdę to chap, chap, dwa gryzy i po jedzeniu. Przepraszam, umieram z głodu, pisząc ten fragment. John Green pisze powieści trochę takie jak te kanapeczki. Bardzo wartościowe i miłe, ale też leciutkie, łatwe do przeczytania w każdych warunkach. Chap, chap. Nim się obejrzymy, już jesteśmy na końcu książki. Czytając „Cudownego Chłopaka”, od początku miałam wrażenie, że debiutująca R. J. Palacio albo czytała powieści Greena równie zapamiętale, jak ja, albo tak samo miała wielką ochotę na kanapeczkę. Pokuszę się też o stwierdzenie, że sposób napisania niektórych fragmentów książki (np. s. 249-273) jest jak kopia oryginałów, które zapamiętałam z „Will Grayson, Will Grayson”.

Arianka

OCENA9/10 (bardzo dobra)



sobota, 18 sierpnia 2018

18. Siedziałam na huśtawce. Huśtałam się za długo. Za mocno. O co chodzi z huśtawką?„Szamanka od umarlaków”:

Od lewej: Okładka książki „Szamanka od umarlaków” i autorka Martyna Raduchowska
(fotografia źródło: Archiwum prywatne + https://popbookownik.pl/wywiad-z-martyna-raduchowska, dostęp: 2018-08-18, godzina 10:25).
Notka wydawnicza: 
autorMartyna Raduchowskatytuł oryginałuSzamanka od umarlaków,
liczba stron351,  formatKsiążka papierowa,
wydawnictwo: Uroboros, rok wydania: 2017 (wydanie II), ISBN: 978-83-280-4523-1.

O autorce:
Martyna Raduchowska: Psycholog, kryminolog oraz psycholog śledczy. Zgłębia tajniki ludzkiego mózgu oraz profilowania zaginionych osób i nieznanych sprawców zbrodni. Jest również scenarzystką. Wredna i pyskata, wiedźma z charakteru, pełna optymizmu pesymistka, ambitny leniuch, pogodna maruda. Pisarka z zamiłowania. Autorka opowiadań i powieści: „Szamanki od umarlaków”, „Demona luster”, a także „Łez Mai”, która została wyróżniona w 2016 r. Literacką Nagrodą Kwazar za wartości naukowe w literaturze science fiction.(źródło: http://lubimyczytac.pl/autor/30464/martyna-raduchowska, dostęp: 2018-08-18, godzina 11:12 oraz informacja o autorze zamieszczona przez wydawcę w książce „Szamanka od umarlaków”).

Cytat:
s. 53: „(...) Ida ze zgrozą patrzyła, jak żywi i nieżywi wędrują ramię w ramię w dół i w górę schodów, tłoczą się na korytarzach, przenikają przez siebie(...)(...) Zmarli byli wszędzie. Dokądkolwiek by poszła, oni zawsze byli krok za nią. I przed nią. I obok niej(...)”.

Opis fabuły:
Niemagiczna córka, czarna owca ze słynnego rodu czarodziejów, wróżbitów i telepatów. Fajtłapa, beztalencie totalne, brak jakichkolwiek zdolności nadnaturalnych. Ida ma po dziurki w nosie życia w staromodnej i bardzo konserwatywnej rodzinie magów o żelaznych zasadach. Od urodzenia czuje się dzieckiem, które przez pomyłkę ktoś podmienił w szpitalu. Nie potrafi czarować, zmieniać kształtów przedmiotów ani lewitować. Jedyną niecodzienną cechą, o której nikt nie rozmawia, jest to, że Ida od najmłodszych lat widuje duchy zmarłych osób. Dziewczyna marzy o normalnym życiu zwyczajnego, szarego śmiertelnika. Pewnego dnia w tajemnicy przed rodzicami znajduje pokój w akademiku. Zamierza ukończyć studia i poszukać normalnej pracy. Niestety za sprawą jednego z wielu niesfornych nieboszczyków, których Ida zmuszona jest pilnować, jej misternie sporządzone plany na przyszłość, zostają rozszarpane na strzępy. Główna bohaterka wpada w piekielne  tarapaty. Jej życie nigdy nie miało być zwyczajne.
Moja opinia:
Przy „Szamance od umarlaków” usiadłam sobie na huśtawce i z miną naburmuszonej nastolatki, która słyszy jak przystojny chłopak, prawi komplementy przyjaciółce, a nie jej, bujałam się to w przód, to w tył. Unosiłam się do góry, do entuzjastycznego „tak”, zaraz potem opadałam w stronę obrażonego „nie”, a pośrodku było jeszcze pełne nadziei „nie wiem”. Huśtałam się tak od początku do końca tej książki. Jakoś w połowie poczułam, że robi mi się niedobrze. Postanowiłam więc zwolnić i przyznaję, że z trudem huśtałam się dalej. Napisałabym, że to książka na poziomie dzieci z klasy od cztery do sześć, która usilnie chciałaby być lekturą dla starszej młodzieży. Autorka miała bardzo dobry zamysł odnośnie do fabuły i wiele różnych pomysłów, jednak przedstawienie ich wyszło kiepsko. Wszystko wydaje się w tej powieści bardzo okrojone, skrócone, ściśnięte. Zupełnie tak, jakby próbować upchać zbyt dużo ubrań w za małej walizce i to w dodatku nogą. Niby dzieje się mało, ale wszystko pląta się tak, że łatwo się zgubić. Odczuwam lekki niedosyt i rozczarowanie. Odnoszę wrażenie, że gdyby powieść była dużo obszerniejsza, a  tym samym wszystkie opisywane zdarzenia dużo lepiej rozwinięte, to dopiero wtedy powstałaby interesująca, mroczna historia, od której nie można byłoby się oderwać. Całość ratuje spora dawka czarnego humoru i cynizmu w postaniach, a także pomiędzy nimi. To zawsze wprowadza mnie w dobry nastrój.

- Arianka

OCENA: 5/10 (dostateczna)